środa, 11 kwietnia 2012

Rozdział 36.

-"Nie. Nie, to nie możliwe. Więc to tak ma się skończyć?"-po głowie Emilki chodziła ta myśl. Zaczęła szlochać, a ramiona jej drżały. Wpadła w histerie. Nie mogła zapanować nad resztą ciała, które również drżało. Nathana dopadło poczucie winy.
-Ja...-zaczął.
-Nie!-przerwała mu.
-Ale...
-Nie!-powtórzyła i wyszła na korytarz.
-Zaczekaj. Proszę-powiedział niemal błagalnym głosem.
-Nie chcę Cię znać!-krzyknęła i wpadła na Maxa, który chciał sprawdzić co się dzieje.
-Wszystko w porządku?-zapytał troskliwie.
-Nic nie jest w porządku-odpowiedziała i mocno się do niego przytuliła. On odwzajemnił uścisk i pogłaskał ją po głowie. W Nathanie po raz drugi tego dnia coś pękło.
-Chodźmy się przejść-powiedział spokojnie Max-Ochłoniesz, porozmawiamy. Okey?-uśmiechnął się na pocieszenie. Dziewczyna się od niego odsunęła i pogłaskała po mokrej koszulce od jej łez.
-Przeze mnie masz mokrą koszulkę-odarła przez łzy i odwzajemniła uśmiech, który bardziej przypominał grymas. Spojrzała na Martę, a ona powiedziała bezgłośne "Przepraszam".
-Poczekacie w domu?-Max skierował pytanie do przyjaciół. Oni w odpowiedzi kiwnęli głową. Emilka wraz z Maxem poszła do ogrodu za domem.
-Jak się czujesz?-zapytał zatroskanym głosem, gdy usiedli na ławce.
-Strasznie-odpowiedziała bez wahania. Cały czas łzy spływały jej po policzkach.
-Wow! Przynajmniej jesteś szczera-odparł lekko zaskoczony i na pocieszenie objął ją ramieniem. Emily położyła głowę na jego umięśnionym barku.
-Nie rozumiem-zaczęła po chwili-Najpierw chce wszystko wyjaśnić, a teraz mówi, że to koniec-musiała to z siebie wyrzucić. Po tych słowach poczuła się lepiej.
-Ja też, Em. Ja też-westchnął. Spojrzał na bezchmurne niebo. To nie była scena z filmu. Nie było widać księżyca w pełni ani mnóstwa gwiazd. Błyszczące plamki na granatowym płótnie można było policzyć na palcach u rąk. Nagle Maxowi coś się przypomniało.
-Nie wiem czy to Cię pocieszy...-zaczął.
-Nie chcę, żeby ktoś mnie pocieszał. Od tego robi mi się jeszcze gorzej-stwierdziła.
-To dobrze, bo nie jestem w tym dobry-przyznał. Po chwili dodał-Jak byłem mały, często jeździłem do dziadka. Zawsze robiliśmy wypady pod namiot. Nigdy tego nie zapomnę-na widok obrazów układających się w głowie, uśmiechnął się-Pokazywał mi gwiazdy. Jednej nocy opowiedział mi historię, której nigdy nie zapomnę-znowu się uśmiechnął. Emily podniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
-Jaką?-zapytała.
-Była sobie para. Wiesz, chłopak i dziewczyna. On się jej zapytał:"Widzisz tą najjaśniejszą gwiazdę?". Ona przytaknęła. Chłopak wyznał jej, że będzie ją kochał dopóki ta gwiazda będzie istniała. Dziewczyna się promiennie uśmiechnęła. Spotkali się po po kilku latach rozłąki. On zadał jej to samo pytanie. Dziewczyna powiedziała:"Tak"."Wiedz, że nadal Cię kocham"-odparł chłopak. A ona na to:"To, że na niebie widać blask gwiazdy, nie znaczy, że ona jeszcze istnieje".
-Miałeś rację. Nie umiesz pocieszać ludzi-stwierdziła z uśmiechem-Ale historia piękna-dodała.
-Mówiłem, ze nie mam daru pocieszyciela, ale jednak się uśmiechasz...

5 komentarzy: