piątek, 17 lutego 2012

Rozdział 2.

POLSKA, GDAŃSK (dzień wyjazdu).
Emilia nie mogła spać, więc postanowiła wcześniej się wyszykować. Samolot miała o 10:00. "Mam jeszcze 3 godziny, a już jestem gotowa"-pomyślała.
-Już wstałaś?-zapytał zdziwiony pan Nowak wchodząc do kuchni.
-Tak jakoś wyszło-odpowiedziała Emilka popijając herbatę.
-Co Cię tak martwi? Zobaczysz, poznasz tam nowych ludzi. Będzie fajnie-pocieszał ją ojciec.
-Tak, na pewno, ale nie chodzi o pobyt  w Londynie, tylko o sam lot..
-Kochanie, nie masz się czym martwić.
-Łatwo Ci powiedzieć.-odparła Emilia- Idę sprawdzić, czy wszystko wzięłam-i poszła do swojego królestwa.
Po pewnej chwili dostała smsa. "Hej, tu Marta :) Siedzimy razem w samolocie?".
-Skąd ona ma mój numer?- powiedziała do siebie i odpisała, że nie ma sprawy-O kurde! Już po 9. Jak szybko ten czas leci! Muszę znosić walizki!
Wzięła część rzeczy i zeszła na dół.
-Taaaaaaaaaaaaaatoooooooooooooooo! Zaraz wyjeżdzaaaaaaaaaaaaaaaaamy!- krzyknęła na cały głos.
-Nie musisz tak krzyczeć. Jestem w domu, a nie u sąsiadów-zażartował pan Nowak.
-Haahaahaa- powiedziała z sarkazmem Emilka.
-Dobra, to już wszystkie torby, wsiadaj do auta-powiedział tata po 15 minutach wojny z bagażem.
-Tylko pożegnam się z mamą-powiedziała i rzuciła się jej w ramiona.
-Oj, córciu, będzie dobrze-wyszeptała mama do Emilii.
-No jasne, musi-odparła dziewczyna.
-Zadzwoń, jak będziesz na miejscu.
-Dobrze.
-Kochanie, przecież nie wyjeżdża na zawsze. Puść ją, bo się spóźnimy-wtrącił pan Nowak.
-No leć już-powiedziała mama ze łzami w oczach.
***
-Zajęłam nam miejsca!-krzyknęła Marta, gdy zobaczyła Emilię wchodzącą do samolotu.
-Super-powiedziała siadając-Dzięki.
Podczas lotu dziewczęta rozmawiały i śmiały się. Emilka sama się sobie dziwiła, że znalazła wspólny język z Martą. "Czuję, że ta podróż do Londynu, zmieni moje życie" pomyślała. Jak się okazało, dziewczyny mieszkają razem u państwa Thomsonów.
-Nie no, extra. Przynajmniej będę miała z kim wyjść-powiedziała Marta idąc z sąsiadką z samolotu.
-O tym samym pomyślałam.
na parkingu czekały rodziny, u których mieli mieszkać uczniowie z wymiany.
-Dzień dobry-powiedziała Marta do państwa T.
-Jestem Emily, a to jest Martha.
-Witamy!-krzyknęli z radości ich opiekunowie.
-Na imię mam John, a to moja żona Sue. Chodźmy do domu, na pewno jesteście zmęczone podróżą-odparł pan Thomson i wszyscy ruszyli w stronę samochodu.

W TYM SAMYM CZASIE U TW.
-Jaaaay! Jay, wstawaj! jest po 11. Co Ty będziesz robił w nocy?-śmiał się Nath.
-Yy... Spał.-odparł Jay z zamkniętymi oczami.
-O nie, nie ma mowy. Zaczęły się ferie. Nie ma spania!- krzyknął mu do ucha Nathan i zaczął wyciągać go z łóżka.
-Dobra, dobra. Już wstaję-powiedział zaspany Jay-Co Ty chcesz?
-Ja?-zapytał zdziwiony Nathan-No jasne, że nic...
-I budzisz mnie dla mojego dobra? Aha, już to widzę. Mów.
-No... Może zrobisz jakieś śniadanie, czy coś w tym stylu-powiedział niepewnie Nath.
-No tak. Jak zawsze, ale czego nie robi się dla kumpla, a nawet dla 4-odparł z uśmiechem Jay i ruszył w stronę łazienki.
-Chłopaki! Chłopaki-krzyczał dziewiętnastolatek biegnąc po schodach-Nie musicie mi dziękować, ale...
-Niby za co?- przerwał mu Tom.
-Załatwiłem nam śniadanie-powiedział z dumą w głosie Nathan.
-Żartujesz?-zapytał z niedowierzaniem Siva.
-Niee...
-Co chciał w zamian?-zapytał Max.
-Nic. Ja po prostu mam dar przekonywania-chwalił się Nath.
-Czemu tak krzyczycie?-weszła do kuchni zaspana Jessica.
-O, już wstałaś. Zbieraj się, to Max Cię odwiezie-powiedział brat.
-Nie trzeba, przejdę się-powiedziała.
-Jak chcesz.-wtrącił Max, a Jessica wyszła z kuchni.
-Cześć wszystkim!-powiedział Jay otwierając lodówkę.
-No heej-odpowiedzieli równo.
-Co się stało, że Nath namówił Cię na zrobienie śniadania?-zapytał Tom
-Chłopaki, są ferie. Nie ma spania-Jay zaczął przedrzeźniać najmłodszego członka zespołu, piszcząc jak dziewczyna i wymachując przy tym rękami.Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Taa, Jay, bardzo zabawne-odparł Nath-Ja tak nie mówię.
-Dobra, dajcie już spokój. Zjedzmy śniadanie-zażegnał konflikt Max.
Po śniadaniu Jessica wyszła z domu TW, a chłopcy poszli przed tv.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz